Syria z Turcją odnowią Takijję as-Sulajmanijję

5/5 - (1 vote)

W roku 2007 rozpoczęły się prace renowacyjne mające na celu odnowienie słynnej Takijji as-Sulajmanijji w Damaszku. Syryjscy robotnicy zaczęli od południowo-wschodniej części budynku, Turcy dołączą się do robót, gdy będzie odnawiany środek budynku.

Renowację Takijji będzie nadzorować wiele organizacji, a wśród nich UNESCO.

Takijja Sulejmanija znajduje się nad rzeką Barada w centrum Damaszku. Składa się na nią biało-czarny meczet po stronie południowej oraz dziedziniec, na którym znajdują się dodatkowe pomieszczenia. Dalej na południowym-wschodzie możemy znaleźć szkołę ufundowaną przez Selima II. Kompleks wzniesiono za czasów osmańskiego sułtana Sulajmana I pomiędzy 1554 a 1560 rokiem.

Obecnie na terenie Takijji mieści się Muzeum Wojskowe, a w innych budynkach swą siedzibę ma targ rękodzieła.

Bardzo smaczny wczorajszy obiad

5/5 - (1 vote)

Stary arabski zwyczaj uczy jak przechytrzyć dżiny pustyni, które w nocy mogą zakraść się, by porwać nowonarodzone dziecko. Trzeba je nazwać tak, by dżin pomyślał, że nie warto się trudzić. Dobrym imieniem jest okruszek, albo grzebień. Podobnie bywa z miastami. Prawdziwą perłę pustyni można nazwać Ghadames. Któremu dżinowi będzie się chciało schylić się po wczorajszy (ames) obiad (ghad)?

Standardowo wypada rozpocząć od legendy. Dawno dawno temu, przez pustynię jechała sobie karawana. Karawana szła przez nieprzyjazną Saharę, aż prowadzący ją jeźdźcy postanowili zatrzymać się na noc. Miejsce niczym szczególnym się nie wyróżniało. Następnego dnia zebrano rzeczy i wyruszono w dalszą drogę. Po jakimś czasie zorientowano się, że brakuje jednego z naczyń. Wysłano więc z powrotem jednego jeźdźca, by je znalazł. Dojechał, zsiadł ze swojego rumaka i zaczął szukać wokół ogniska. Tymczasem znudzony koń uderzał kopytem w ziemię. I wtedy nagle trysnęło źródło, nazwane potem źródłem rumaka.

Wokół niego wyrosła potem oaza oraz miasto. Nazwane, jakże romantycznie, Ghadames, czyli wczorajszy obiad. Oczywiście musiała być to arabska karawana, skoro miasto otrzymało arabską nazwę. Aż żal, że nie zapytaliśmy żadnego z miejscowych Turegów, co sądzą o tej legendzie.

Miasto smakuje dużo lepiej niż wczorajszy obiad. Nawet tylko dla niego warto przyjechać do Libii. Gliniane labirynty białych uliczek, gaje palmowe, dachy, na których toczyło się kobiece życie, place, gdzie mężczyźni podejmowali kluczowe dla społeczności decyzje, tradycyjne domy, w których można wypić herbatę, zjeść obiad i porozmawiać o tym miejscu.

Pierwsze wzmianki o Ghadamesie pojawiają się wraz z rzymskim podbojem w I w. p.n.e. Wraz z biegiem czasu siedziba garnizonu przerodziła się w chrześcijańską osadę. Podbite przez Arabów w VII w. przyjęło islam. Stare miasto, które teraz tak zachwyca powstało mniej więcej w XIII wieku. Od tego czasu mieszkańcy Ghadamesu cieszyli się umiarkowaną niezależnością.

Miasto podzieliły między siebie dwa plemiona, jedno składało się z 3 rodów, drugie z czterech. Każdy ród zajął jedną dzielnicę. Życie w dzielnicach toczyło się w dużym stopniu oddzielnie. Każda miała swój meczet, plac i radę. Wrota na noc zamykano. W murach miasta, które chroniły także nawadniane przez źródła gaje palmowe, mieszkało ok. 7000 osób.

Pod murami miasta stoczono wiele bitew. Niejednokrotnie wychodzili z nich zwycięsko mieszkańcy Ghadamesu. Jedną władze wspominają szczególnie. To amerykańsko-francuski atak lotniczy z 1943 roku. Bombowce zaatakowały stare miasto. Wiele budynków zostało zniszczonych. Pod gruzami zginęło 40 osób, głównie starców i dzieci.

Po kilku tysiącleciach mieszkańcy w końcu opuścili stare miasto pod koniec ubiegłego wieku. Przekonało ich miażdżące koło historii i wysychające źródła. Rewolucja, która poderwała libijski naród i uczyniła go forpocztą światowego postępu, nie mogła zostawić swych obywateli w glinianych zaułkach. Obok starego miasta powstało nowe, w którym nie było problemów z wodą, elektrycznością, ogrzewaniem. Wiele rodzin wciąż jednak dba o stare domy i mieszka w nich w lecie. Chłód murów wygrywa z klimatyzacją…

Zapytaliśmy jednego z mieszkańców jak się żyje w nowym mieście. Powiedział, że w porządku. Nie ma tylu problemów co kiedyś, poza tym kiedy obniżył się poziom wody, zaczęło być naprawdę ciężko. Ale w jego głosie czuć było ogromną nostalgię i tęsknotę za miastem, które opuścił.

Kiedy woda w Źródle Rumaka opadła, zamieniło się ono w rów zasypany, a jakżeby inaczej, śmieciami. Na szczęście po wpisaniu na Światową Listę UNESCO, spadło na Ghadames trochę grosza. Na razie starczyło na remont źródła. Choć kilka lat po remoncie wygląda to średnio, a zamiast starych zdjęć w podziemiach straszą puste gabloty i ciemności. Żarówki to podziemia już dawno nie widziały.

Spacer można zacząć przy bramie głównej, do której najbliżej z nowego miasta. Brama jest opanowana przez miejscowych blokersów. Jak wchodziliśmy powitała nas prawdziwa loża szyderców. Kilkadziesiąt par wiekowych oczu śledziło nasze wejście. Potem było już pusto. Choć turystów w okolicy nie brakowało, to w mieście prawie się ich nie widziało. Wąskie, zacienione i kręte uliczki zostawiają zwiedzającego prawie sam na sam z miastem.

Wiele z domów i budynków jest otwartych. Można więc wejść na dach i zobaczyć jak wyglądało królestwo kobiet. Na górę mężczyzna nie miał wstępu. Byłby to niewątpliwie ogromny plus dla kobiet, gdyby na dole miały trochę więcej do powiedzenia.

Błądzić i kluczyć po mieście można całymi godzinami. Dobrze zabrać ze sobą latarkę, bo nawet w południe wiele zaułków jest skrytych w mroku. Co jakiś czas trafia się na plac w jednej z rodowych dzielnic. Warto też przejść się po gajach palmowych i popatrzeć jak pod nogami płynie życiodajna woda.

Co warto zobaczyć w okolicy? Za dzień (ale tak naprawdę kilka godzin) zapłaciliśmy 70 LD (czyli 140 PLN). Za to zobaczyliśmy słone jeziorko na pustyni, stary arabski zamek z okresu muzułmańskich podbojów, ale przede wszystkim słynne wydmy na styku granic Libii, Algierii i Tunezji. Można spokojnie dojechać tam pick-upem, a jak się porządnie uprzeć to nawet samochodem osobowym. Szkoda, że i tak żadnego nie mieliśmy. Wydmy widać od razu za miastem. Pierwsze to jeszcze Libia, kolejne to już Algieria.

Pod wydmami jest kawiarnia, gdzie poza herbatką serwowany jest chleb z ogniska. Obok niej pracuje słynna ładowarka. Według legendy wywozi piach, bo wydma przesuwa się w stronę Libii. A stara umowa ustaliła granicę libijsko-algierską na szczycie piachu. Ładowarka broni więc ojczyzny przed podstępną wydmą. Miejscowi twierdzą co prawda, że piach jest po prostu potrzebny o budowy domów w mieście, ale pewnie nikt ich nie wtajemniczył…

Zachód słońca nad Algierią jest piękny. I gdyby wyciąć zimno, wiatr i setki, przede wszystkim włoskich, turystów to byłby ideał… Tak to bywa na bezkresnej, pustej i gorącej Saharze.

Wszystkie zdjęcia: Ola Wiejska

Paweł Wysocki

Osada w Biskupinie. Czy naprawdę warto zobaczyć?

Oceń tę pracę

Jeśli szukasz mocnych wrażeń, uwielbiasz aktywnie spędzać czas i nie interesują cię muzea, możesz rozczarować się wyprawą do Biskupina. Jeśli jednak cenisz sobie spokój i leniwy odpoczynek wśród zieleni, powinieneś zainteresować się województwem kujawsko-pomorskim.

Z DALA OD MIAST, BLOKÓW I ULIC…

Zanim cokolwiek powie się o Biskupinie, należy podkreślić, że przede wszystkim jest to wieś w pełni tego słowa znaczeniu. Nie znajdziemy tu miejskich supermarketów, bloków, ani nawet zbyt wielu samochodów na ulicach. W niepozornym lasku odnajdziemy za to jedyny w swoim rodzaju pomnik historii Polski. Osada związana jest z kulturą łużycką sięgającą ok. XIV w. p.n.e., aż po wczesną epokę żelaza, czyli do ok. V w. p.n.e. Z pewnością Biskupin jest niezwykle ciekawy, gdy weźmiemy pod uwagę okres powstania osady.

Będąc na miejscu warto puścić dozę wyobraźni i przenieść się myślami do czasów, kiedy to Biskupin tętnił życiem, a mieszkańcy zajmowali się polowaniami i obroną przed ludami koczowniczymi. Ciekawa jest również sama architektura, imponująca jest brama, która budzi zainteresowanie przyjezdnych. Na uwagę zasługują również stanowiska mieszkalne, które są bardzo dobrze zrekonstruowane i świetnie oddają życie w tamtym okresie. „Pokoje” w niczym nie przypominają tych nam znanych, są niewielkie i zapewne nie żyło się w nich wygodnie. Osada składała się ze 106 domostw, których przeciętne wymiary wynosiły ok. 8 x 10m.

A OKOLICE BISKUPINA?

Sporym atutem tego miejsca jest pobliskie Jezioro Biskupińskie, które nie tylko wzbogaca panoramę, ale także oferuje rejsy statkiem. Wycieczka po jeziorze z pewnością umili nam czas.

Można powiedzieć, że niemalże każdy z nas miał kiedyś styczność z osadą w Biskupinie, chociażby na lekcjach historii, w związku z czym każdy mniej więcej kojarzy jak wygląda stanowisko. Biskupin nie jest tętniącym życiem centrum turystycznym, ukryty jest w lesie, blisko drogi, wokół nie ma sklepów, ani barów. Biskupin można potraktować jako swoistego rodzaju wycieczkę fakultatywną, bądź biwak, który pozwoli nam odpocząć od głośnego miasta. Krótko mówiąc, jest to świetne miejsce dla spragnionych spokoju. Jeśli jednak od zawsze marzyliśmy o podróży w czasie, a Biskupin od zawsze stanowił cel naszej podróży, powinniśmy odwiedzić to miejsce, zwłaszcza, że w odległości kilku kilometrów jest sporo atrakcji – potrzebny będzie jedynie samochód, bądź rower.

Skoro już o środkach lokomocji mowa, warto wyróżnić kolejkę wąskotorową w pobliskim Żninie, która umila czas turystom, przewożąc ich po okolicznych miejscowościach. Po drodze miniemy Wenecję, położoną między trzema jeziorami. W Wenecji uwagę przyciągają ruiny zamku z XIV wieku oraz Muzeum Kolei Wąskotorowej. Kolejka mija także Biskupin i Gąsawę.
Do atrakcji zaliczyć należy także odbywający się rokrocznie festyn archeologiczny w Biskupinie, zabytkowy Kościół Św. Mikołaja w Gąsawie, pomnik upamiętniający śmierć Leszka Białego raz dworki w Marcinkowie Dolnym i Górnym.

Okolice Biskupina bogate są w jeziora i choćby dla nich warto tu przyjechać. Panoramy są naprawdę błogie: zielone łąki, jeziora, lasy. Nie można również zapominać o Gnieźnie, które znajduje się niedaleko. Tutaj jak wiadomo atrakcji nie brakuje!

PRAKTYCZNE WSKAZÓWKI

  • Zobacz informacje na temat dni i godzin otwarcia oraz cen biletów.
  • W muzeum organizowanych jest wiele wydarzeń kulturalnych (min. festyny archeologiczne, turnieje łucznicze, plenery ceramiczne), a także lekcje muzealne lepienia naczyń, wyrobu paciorków, tkania i przędzenia, życia codziennego mieszkańców Biskupina i inne. Informacje na temat wydarzeń i lekcji można znaleźć na stronie www Osady.

Festiwalowe oblicze Torunia

5/5 - (1 vote)

Przeciętny Polak dosyć schematycznie kojarzy Toruń z „imperium” Ojca Dyrektora lub nieśmiertelnym Mikołajem Kopernikiem (o którym trudno zapomnieć nawet, gdyby się chciało). Niektórym na myśl przychodzą toruńskie pierniczki czy też średniowieczne ruiny zamków krzyżackich. Warto poznać zupełnie inne oblicze Torunia – miasta festiwali, kultury i sztuki. Dotychczas monopol na ten tytuł dzierżył Kraków, Warszawa, ewentualnie Wrocław, ale nadszedł czas by inne polskie miasta, w tym Toruń, pokazały na co je stać. Jako ciekawostkę można dodać, że w 2008 r. największy norweski dziennik („Aftenposten”) poświęcił Toruniowi, obok 4 innych polskich miast, obszerny artykuł, w którym, co prawda skupił się na typowo turystycznych i symbolicznych walorach miasta, ale jak widać Norwedzy przekonali się o wyjątkowości tego miejsca.

Toruń, w ciągu całego roku, proponuje wachlarz ofert kulturalnych. Odbywa się  tu mnóstwo festiwali, wystaw, koncertów, przedstawień – każdy znajdzie coś dla siebie. Od przeglądu filmów niezależnych, poprzez spotkania kapel ludowych, aż po festiwal łączący elementy muzyki i architektury. Z całej tej zbieraniny postanowiliśmy opisać dwa, które wydaja się nam szczególnie ciekawe.

Zaczniemy od klimatów niby odległych, ale jak widać przyjaznych Polsce. Afryka Reggae Festival – brzmi interesująco i tak właśnie jest. Festwial nieprzerwanie od 1990 r. gromadzi publiczność z całego kraju (często wręcz brakuje miejsc – stąd od 2002 r. przedłużono go do 2 dni). Afryka Reggae Festival to okazja do zapoznania się z tropikalnymi klimatami, niezywkle kuszącymi rytmami (głównie reggae, ale też innymi gatunkami muzycznymi), ogrzania się w samym środku polskiej zimy – styczniu – co niewątpliwie stanowi duży plus. Oprócz możliwości wysłuchania kultowych zespołów (na festiwalu występowali już min. Israel, Bakszysz, Pidżama Porno), uczestnicy mają okazję pomóc potrzebującym na Czarnym Lądzie (dochód z koncertów dzięki PCK dociera do Afryki).

Zostawiając afrykańskie klimaty w tyle, warto wspomnieć o „Toffi” Toruń Film Festival, który począwszy od 2003 r. odbywa się rokrocznie w październiku. Głównym celem festiwalu jest promowanie filmów i twórców niezależnych. Co więcej, jest to pole walki nie tylko Polaków, ale zapaleńców z całego świata. Jedyny warunek – bezgraniczna miłość do kina. Filmy odbiegające od tzw. mainstreamu to okazja do poznania wielu ambitnych, autorskich, przepełnionych ideą dzieł nieznanych, debiutujących reżyserów, którzy nie są skażeni ogólnoprzyjętymi schematami i rozwiązaniami.

Oprócz wspomnianych festiwali na uwagę zasługują także: Toruński Festiwal Nauki i Sztuki, „Kontakt” Międzynarodowy Festiwal Teatralny, Długodystansowe Regaty Turystyczne Związku Miast Nadwiślańskich na trasie Toruń-Bydgoszcz czy Letni Festiwal „Toruń- Muzyka i Architektura”.

PRAKTYCZNE WSKAZÓWKI

Informacje na temat innych festiwali i wydarzeń kulturalnych odbywających się w Toruniu można znaleźć na oficjalnej stronie www miasta.

Wyprawa na Ślężę

Oceń tę pracę

Podróżnicy i przejezdni przemierzający Dolny Śląsk, a nie znający jego ukształtowania terenu, często zastanawiają się czym jest wypiętrzenie, które widzą w oddali. Czasem z tylnej kanapy jadącego bezkresną dolnośląską równią samochodu rozlega się głos dziecka: „Mamo, a co to za wulkan?”. Rodzice spoglądają na siebie poszukując w pamięci potrzebnej informacji. „Jakaś mała górka.” – odpowiada mama.  „W prawdziwe góry pojedziemy w wakacje” – dodaje tata, starając się utrzymać  samochód na autostradzie A4. Sam miałem kiedyś podobne zdanie o tej „górce”. Miłośnicy turystyki górskiej nie umniejszają jednak Masywu Ślęży, w końcu jest tu jeden z wierzchołków Korony Gór Polski. Chociaż przewyższeniami pochwalić się on nie może, posiada za to historię i zalety, których pozazdrościłoby nie jedno pasmo górskie. Potrafi zadowolić każdego oferując walory przyrodnicze, rekreacyjne, sportowe a nawet architektoniczne.

OKOLICE

Przygodę ze Ślężą można rozpocząć w kilku miejscach, zostawiając samochód w przydrożnych krzakach i ruszając dalej w pieszą wędrówkę. Warto przyjrzeć się mijanym osadom, gdyż wiele z nich skrywa dodatkowe atrakcje. Rozpoczynający wycieczkę w Będkowicach będą mieli okazję zwiedzić rezerwat archeologiczny, gdzie prócz skansenu wczesnośredniowiecznego grodziska zobaczyć można dawne kurhany. Sama wieś prócz charakterystycznej dolnośląskiej zabudowy ma do zaoferowania ciekawą rezydencję dworską, którą niestety bardzo zniszczyły czasy funkcjonowania PGR-u. W Sulistrowiczkach można zatrzymać się na dłużej i przespacerować przez piękny park nazywany Wenecją. Okazałe zespoły pałacowo-parkowe można zobaczyć m. in. w Słupicach, Książnicy, Kiełczynie, Tuszynie. Warto więc zwolnić i rozglądać się uważnie na boki. Miłośnicy motoryzacji powinni natomiast wybrać się w te okolice w połowie lipca, kiedy to w Sulistrowicach odbywają się zloty miłośników Garbusów.

SOBÓTKA

Większość z Was wycieczkę rozpocznie zapewne w największej i najlepiej skomunikowanej Sobótce, która przyjęła dawną nazwę góry. Osada ta do 1810 roku należała do zakonu augustianów i do dnia dzisiejszego z dumą prezentuje dwa zabytkowe kościoły: starszy romański św. Jakuba z XII wieku i gotycką świątynie św. Anny, która skrywa w swych wnętrzach kilka pogańskich malowideł. Jednak żeby je znaleźć trzeba wykazać się co najmniej średnim zacięciem detektywistycznym. Również w okolicy kościoła natrafić można na pozostałości po dawnych wierzeniach, rzeźby ‘lew’ i ‘grzyb’ zostaly tu postawione na pamiatkę Czcicieli Słońca. Sobótka prezentuje charakterystyczną dolnośląską zabudowę z drugiej połowy XIX w. a w jednej z kamienic zlokalizowano Muzeum Ślężańskie, prezentujące przedmioty z historii regionu.

ŚLĘŻA

Miejscowa ludność teorii na powstanie Masywu Ślęży miała wiele, a ponieważ to miejsce od wieków było kojarzone z czarną magią i pogaństwem wiele z tych legend nie opowiada o Ślęży w dobrym świetle. Nie jest to stożek pradawnego wulkanu, ani zasypana przez anioły dziura do Piekła, jak mawiano przed wiekami. Początki tego masywu górskiego należy upatrywać już 350 mln lat temu. A bogactwo procesów geologicznych i glacjalnych, nad którymi się tu nie będziemy rozpisywać, ukształtowała olbrzymią różnorodność skalną. Ślęża mimo małej wysokości 713 m n.p.m. jest jedyną górą w okolicy mającą względną wysokość ok. 500 metrów. Niewiadomo jednak czy to jest powód dla którego już w VII w.p.n.e. była miejscem pogańskiego kultu solarnego. Po przybywających na Ślężę przez kolejne stulecia pogańskich pielgrzymach pozostało wiele kamiennych rzeźb i budowli, jak choćby widoczny na szczycie kamienny wał. W czasie Chrztu Polski na szczycie powstał klasztor Kanoników św. Augustyna, który niedługo przeniesiono do reprezentacyjnej siedziby w Górce (obecnie w zespole parkowo-pałacowym mieści się hotel). By dalej tłumić pogańskie wierzenia w XII w. na szczycie wzniesiono kościół pw. Nawiedzenia NMP, który mimo kilku zburzeń i przebudowy stoi (a raczej straszy) do dnia dzisiejszego.

Szlaki wokół Ślęży są rozmaite, zarówno spacerowe jak i wymagające więcej sprawności fizycznej. Wycieczkę można rozpocząć już spod Domu Turysty PTTK „Pod Wieżycą”, gdzie w cieniu 2-metrowej skały kultu pogańskiego można zostawić samochód. Jeśli sprzyja nam szczęście to na szczycie Wieżycy wejdziemy do wieży Bismarcka – jednej ze 172 zachowanych.  W czasie spaceru szlakami w Masywie Ślęży trzeba uważnie się rozglądać, gdyż wśród drzew można wypatrzeć wiele ciekawych formacji skalnych, ukoić pragnienie w jednym ze źródeł szczelinowych, a także spróbować sił w odgadywaniu kształtów, kryjących rozrzucone w różnych miejscach Masywu pogańskie figury.  Po trudzie wędrówki można odpocząć w Domu Turysty na szczycie Ślęży, w którego sąsiedztwie zbudowano wysoki 136-metrowy przekaźnik RTV. Dla wielu podróżników zastanawiających się jak daleka panorama się z niego rozciąga, małą namiastką jest kilkunastometrowa żelbetonowa wieża widokowa.

Ślęża jest idealną ‘górką’ na weekendowe spacery, a także na rozgrzewkę przed wyjazdem w wyższe góry, z jej walorów korzystają także miłośnicy narciarstwa biegowego i joggingu. Nie lekceważcie jej następnym razem.

PRAKTYCZNE WSKAZÓWKI

  • Samochód można zostawić w Sobótce, na parkingu przy Domu Turysty ”Pod Wieżycą”, na przełęczy Tąpadła lub w jednej z okolicznych miejscowości. Komunikacją zbiorową najprościej dostać się do Sobótki z Wrocławia. Na tej trasie co pół godziny kursują PKS-y, busy i autobusy podmiejskie Wrocławia. 
  • Nocleg można znaleźć w Domu Turysty PTTK „Pod Wieżycą”, Domu Turysty PTTK na Ślęży i gospodarstwach w miejscowościach u podnóży Masywu.
  • Odwiedzając Ślężę w Noc Kupały (świętojańską) można napotkać wielu miłośników dawnych wierzeń.