Rozwój sektora usług turystycznych w Polsce: nowe wyzwania i trendy, niszowe formy turystyki

5/5 - (5 votes)

Wprowadzenie

Turystyka jest jednym z najważniejszych sektorów gospodarki Polski, przynosząc znaczne dochody z kraju i z zagranicy, jak również tworząc wiele miejsc pracy. Długoterminowy rozwój sektora jest związany z różnymi wyzwaniami, trendami i zmieniającymi się formami turystyki. W niniejszym referacie przyjrzymy się tym trendom i formom, a także nowym wyzwaniom, z którymi polski sektor turystyczny musi się zmierzyć.

Nowe wyzwania

1. Zrównoważony rozwój: Jak w każdym kraju, również i w Polsce turystyka musi się zmierzyć z wyzwaniem zrównoważonego rozwoju. Oznacza to dążenie do zachowania równowagi między ochroną środowiska, ekonomicznym rozwojem turystyki i społeczno-kulturową akceptacją lokalnych społeczności.

2. Cyfryzacja: Technologia cyfrowa stanowi nowe wyzwanie, ale także ogromną szansę dla sektora turystycznego. Aplikacje mobilne, rezerwacje online, wirtualna rzeczywistość – wszystko to staje się nieodłączną częścią turystyki.

3. Pandemia COVID-19: Wyzwaniem, które mocno wpłynęło na sektor turystyczny, jest pandemia COVID-19. Wprowadzone restrykcje i lęki związane z podróżowaniem zmusiły branżę do szybkiego przystosowania się do nowej rzeczywistości.

Nowe trendy

1. Turystyka ekologiczna: Znaczny wzrost zainteresowania turystyką ekologiczną jest jednym z najważniejszych trendów obecnych lat. Coraz więcej osób szuka miejsc, które są ekologiczne, zapewniają bliskość natury i promują zrównoważony styl życia.

2. Turystyka kulturowa: Kolejnym trendem jest turystyka kulturowa. Polska, z jej bogatym dziedzictwem kulturowym i historycznym, ma wiele do zaoferowania w tym zakresie.

Niszowe formy turystyki

1. Turystyka kulinarne: Polska kuchnia zdobywa coraz większe uznanie na świecie, a turystyka kulinarne staje się coraz popularniejsza. Wiele regionów Polski oferuje unikalne potrawy regionalne, które przyciągają turystów.

2. Turystyka rowerowa: Polska, z jej rozbudowanym systemem ścieżek rowerowych, jest idealnym miejscem dla miłośników turystyki rowerowej. Jest to forma turystyki, która rośnie w siłę.

Sektor turystyki w Polsce jest w stanie ciągłego rozwoju i dostosowywania się do nowych trendów i wyzwań. To dynamiczne środowisko oferuje wiele możliwości dla innowacji i ekspansji. Wśród kluczowych trendów i form turystyki znajdują się ekoturystyka, turystyka kulturowa, turystyka kulinarne i rowerowa. Jednocześnie sektor musi stawić czoła wyzwaniom, takim jak zrównoważony rozwój, cyfryzacja i pandemia COVID-19. Pomimo tych wyzwań, perspektywy dla rozwoju turystyki w Polsce wyglądają obiecująco.

Polska jest jednym z krajów, w którym sektor turystyczny dynamicznie się rozwija, stając się coraz bardziej istotnym elementem gospodarki. W ostatnich latach wzrost liczby turystów, zarówno krajowych, jak i zagranicznych, przyczynił się do rozwoju usług związanych z turystyką, takich jak hotele, gastronomia, transport oraz różnorodne atrakcje turystyczne. Jednak ten rozwój niesie ze sobą nowe wyzwania, które wymagają elastyczności oraz umiejętności dostosowania się do zmieniających się potrzeb rynku i rosnącej konkurencji. Obok tradycyjnych form turystyki, pojawiają się także nowe, niszowe formy, które zdobywają popularność, szczególnie wśród turystów poszukujących unikalnych i autentycznych doświadczeń.

Nowe wyzwania w sektorze usług turystycznych

Jednym z kluczowych wyzwań, przed jakimi stoi sektor turystyczny w Polsce, jest konieczność dostosowania się do zmieniających się oczekiwań turystów. Obecnie podróżujący nie szukają już tylko biernego wypoczynku, ale coraz częściej stawiają na aktywne formy spędzania wolnego czasu, które łączą w sobie elementy przygody, kultury, zdrowia i ekologii. Wzrasta znaczenie personalizacji usług, co oznacza, że przedsiębiorcy muszą oferować bardziej zindywidualizowane podejście, dostosowane do specyficznych potrzeb różnych grup odbiorców.

Dodatkowym wyzwaniem jest rozwój technologii cyfrowych, który zmienia sposób, w jaki turyści planują, rezerwują i przeżywają swoje podróże. Coraz więcej osób korzysta z aplikacji mobilnych, portali rezerwacyjnych oraz mediów społecznościowych, co zmusza przedsiębiorców do inwestowania w nowoczesne rozwiązania technologiczne. Hotele, biura podróży i atrakcje turystyczne muszą nadążać za trendami cyfryzacji, oferując nowoczesne systemy rezerwacyjne, wirtualne zwiedzanie, a także odpowiednią obecność w internecie.

Innym istotnym problemem jest zrównoważony rozwój turystyki, który w ostatnich latach zyskał na znaczeniu. Turystyka masowa często prowadzi do degradacji środowiska naturalnego i społeczności lokalnych, co wymaga wprowadzenia działań mających na celu ochronę zasobów naturalnych i kulturowych. Coraz więcej turystów zwraca uwagę na kwestie ekologiczne, co skłania przedsiębiorców do oferowania bardziej zrównoważonych i odpowiedzialnych form turystyki, takich jak eko-hotele, turystyka piesza czy rowerowa, a także ograniczenie śladu węglowego.

Trendy w turystyce: co kształtuje przyszłość branży?

Jednym z głównych trendów obserwowanych w ostatnich latach jest wzrost popularności turystyki zdrowotnej i wellness. Wzrost świadomości dotyczącej zdrowego stylu życia, rosnące zapotrzebowanie na regenerację i odpoczynek od zgiełku wielkich miast sprawiają, że Polacy coraz częściej wybierają pobyty w spa, uzdrowiskach oraz hotelach oferujących różnorodne programy zdrowotne, w tym medytację, jogę czy zabiegi odnowy biologicznej. Polska, dzięki bogatym zasobom naturalnych wód mineralnych oraz szerokiej bazie uzdrowiskowej (jak w Ciechocinku, Nałęczowie czy Kudowie-Zdroju), ma duży potencjał do rozwoju w tym obszarze.

Równolegle rośnie zainteresowanie turystyką kulinarną, która staje się integralnym elementem podróży. Coraz więcej turystów wybiera miejsca, które oferują autentyczne doznania smakowe i możliwość poznania lokalnych tradycji kulinarnych. Polska kuchnia, z bogatą historią i różnorodnością regionalną, zyskuje uznanie zarówno wśród turystów krajowych, jak i zagranicznych. Organizowane są festiwale kulinarne, warsztaty gotowania czy degustacje regionalnych specjałów, co przyciąga miłośników dobrej kuchni z całego świata.

Wzrasta również popularność turystyki przygodowej i aktywnej, która odpowiada na potrzeby osób poszukujących wrażeń i wyzwań. W Polsce rozwijają się takie formy turystyki jak kajakarstwo, żeglarstwo, wspinaczka, trekking w górach oraz sporty zimowe, szczególnie w rejonach takich jak Mazury, Tatry czy Bieszczady. W związku z tym rozwija się infrastruktura sportowa, trasy rowerowe oraz szlaki piesze, które przyciągają miłośników aktywnego wypoczynku.

Niszowe formy turystyki: nowy kierunek rozwoju

Coraz większym zainteresowaniem cieszą się także niszowe formy turystyki, które odpowiadają na rosnące potrzeby turystów poszukujących unikalnych doświadczeń. Jednym z takich trendów jest turystyka historyczna, która przyciąga osoby zainteresowane odkrywaniem miejsc o bogatej przeszłości. Polska, z licznymi zamkami, pałacami oraz obiektami zabytkowymi, ma duży potencjał w tym zakresie. Przykładem są organizowane rekonstrukcje historyczne, takie jak turnieje rycerskie na zamku w Malborku czy inscenizacje bitew w Grunwaldzie.

Turystyka industrialna to kolejny ciekawy trend, który zyskuje popularność, zwłaszcza wśród osób zainteresowanych przemysłowym dziedzictwem. Zwiedzanie starych kopalni, fabryk oraz zabytkowych zakładów przemysłowych, takich jak kopalnia soli w Wieliczce czy Muzeum Śląskie w Katowicach, staje się atrakcją dla turystów poszukujących unikalnych wrażeń.

Innym interesującym zjawiskiem jest rozwój turystyki literackiej, która opiera się na odkrywaniu miejsc związanych z życiem i twórczością znanych pisarzy oraz literackimi motywami. W Polsce powstają trasy literackie, takie jak szlaki śladami Mickiewicza, Sienkiewicza czy Herberta, które przyciągają zarówno miłośników literatury, jak i osoby poszukujące nietypowych form zwiedzania.

Wnioski i przyszłość sektora turystycznego w Polsce

Sektor usług turystycznych w Polsce ma przed sobą ogromne możliwości rozwoju, zwłaszcza jeśli będzie w stanie elastycznie reagować na zmieniające się trendy oraz oczekiwania turystów. Wzrost popularności niszowych form turystyki oraz rosnące zapotrzebowanie na unikalne i autentyczne doświadczenia stwarzają nowe wyzwania, ale jednocześnie otwierają wiele perspektyw.

Kluczem do sukcesu jest inwestowanie w zrównoważony rozwój turystyki oraz adaptacja nowoczesnych technologii, które mogą przyczynić się do poprawy jakości świadczonych usług. Zrównoważona turystyka, wspierająca lokalne społeczności i dbająca o ochronę środowiska, ma szansę przyciągnąć bardziej świadomych turystów, którzy cenią autentyczność i dbałość o detale.

W przyszłości Polska może stać się jednym z liderów turystyki w Europie Środkowo-Wschodniej, jeśli będzie kontynuować działania na rzecz zróżnicowania oferty turystycznej, promowania niszowych form turystyki oraz dążenia do harmonijnego rozwoju tego sektora w zgodzie z zasadami zrównoważonego rozwoju.

Atrakcje turystyczne Syrii

5/5 - (9 votes)

Syria, choć obecnie jest państwem często kojarzonym z konfliktami i niepokojami politycznymi, posiada bogatą historię i dziedzictwo kulturowe, które czyni ją jednym z najważniejszych miejsc na mapie turystycznej Bliskiego Wschodu. Zanim konflikt rozpoczął się w 2011 roku, Syria przyciągała rocznie miliony turystów, którzy przybywali, aby podziwiać jej starożytne miasta, zabytki i krajobrazy.

Jednym z najważniejszych miejsc, które przyciągało turystów z całego świata, jest Damaszek, stolica Syrii. Uważany za jeden z najstarszych nieprzerwanie zamieszkanych miast na świecie, Damaszek zachwyca wiekowymi meczetami, sukiem i zabytkowymi domami. W centrum miasta wyróżnia się Wielki Meczet Umajjadów, jeden z najważniejszych i najstarszych meczetów islamskich. Jego dziedziniec, mozaiki i wieże minaretów świadczą o wspaniałej historii i kulturze islamskiej.

Aleppo, drugie co do wielkości miasto Syrii, również kryje w sobie wiele atrakcji. Choć wiele z nich zostało poważnie uszkodzonych w wyniku konfliktu, przed wojną miasto to było domem dla jednego z największych i najstarszych suków na świecie. Labirynt uliczek oferował wszystko, od przypraw i tkanin po rękodzieło i biżuterię.

Poza miastami, Syria jest również domem dla wielu ważnych stanowisk archeologicznych. Palmyra, starożytne miasto położone w środkowej Syrii, było kiedyś ważnym miastem na jedwabnym szlaku i jest znane z imponujących ruin, w tym świątyni Bela i kolumnady. Krack des Chevaliers to z kolei jeden z najlepiej zachowanych średniowiecznych zamków krzyżackich na świecie, położony na zachodzie Syrii.

Równie ważne są starożytne miasta Bosra i Ebla. Bosra, znana z dobrze zachowanego rzymskiego teatru, był kiedyś stolicą prowincji rzymskiej w Syrii. Ebla, z kolei, to starożytne miasto, które było jednym z ważniejszych ośrodków handlowych i kulturalnych w regionie około 2500 lat p.n.e.

Syria jest również domem dla wielu miejsc o znaczeniu religijnym. W miejscowości Ma’lula znajduje się jeden z nielicznych klasztorów, w którym do dziś odprawiane są nabożeństwa w języku aramejskim, języku, którym mówił Jezus Chrystus. W Syrii znajduje się także wiele ważnych miejsc pielgrzymkowych dla muzułmanów, w tym grobowce proroków i świętych.

Krajobraz Syrii jest równie różnorodny jak jej dziedzictwo kulturowe. Od pustyni w środkowej i wschodniej części kraju, przez góry na zachodzie, po żyzne doliny wzdłuż rzeki Eufrat, Syria oferuje różnorodność, która może zadowolić każdego podróżnika.

Zwyczaje i tradycje Syryjczyków odzwierciedlają głęboko zakorzenioną historię i kulturę tego narodu. Kultura Syrii jest wynikiem wpływów wielu cywilizacji, które przez wieki przewijały się przez jej terytorium, tworząc unikalne połączenie tradycji i praktyk.

Jednym z najbardziej charakterystycznych aspektów kultury syryjskiej jest jej gościnność. Syryjczycy są znani z tego, że traktują gości z najwyższym szacunkiem, oferując im najlepsze, co mają w domu. Nawiedzenie czyjegoś domu jest często okazją do świętowania, a gość jest traktowany jak członek rodziny. Tradycyjnie podaje się herbatę lub kawę wraz z lokalnymi przekąskami, a w wielu przypadkach nawet pełne posiłki.

Kuchnia syryjska, będąca częścią większej tradycji kulinarnych Bliskiego Wschodu, odgrywa ważną rolę w życiu codziennym. Charakteryzuje się użyciem dużej ilości przypraw, zwłaszcza kminu rzymskiego, sumaku czy sezamu. Falafel, hummus, tabbouleh i kebab to tylko niektóre z dań, które stały się popularne na całym świecie. Posiłki często są spożywane wspólnie, w dużej rodzinnej grupie, gdzie dzielenie się jedzeniem jest ważnym rytuałem.

W Syrii szczególną wagę przywiązuje się do rodzinnych więzi. Rodzina jest podstawową jednostką społeczną i źródłem wsparcia dla jej członków. Wielopokoleniowe rodziny mieszkają często razem, a decyzje dotyczące ważnych aspektów życia, takich jak małżeństwo czy edukacja, są podejmowane wspólnie.

W kontekście religii, większość Syryjczyków to muzułmanie, głównie sunnici. Istnieje jednak również znacząca mniejszość chrześcijan oraz innych wyznań, takich jak druzowie czy alawici. Te różnorodne tradycje religijne przeplatają się w życiu codziennym, a święta i rytuały religijne odgrywają ważną rolę w kalendarzu społecznym.

W Syrii bardzo ważna jest również muzyka i taniec. Tradycyjna muzyka syryjska łączy wpływy arabskie, kurdyjskie i ormiańskie. Instrumenty takie jak oud (rodzaj lutni) czy qanun (strunowy instrument klawiszowy) są popularne w tradycyjnych występach. Taniec dabke, popularny w wielu krajach Lewantu, jest często prezentowany podczas świąt i innych ważnych okazji.

Mydło alepskie to jedno z najstarszych mydeł na świecie, pochodzące z miasta Aleppo w Syrii. Jego produkcja i zwyczaje z nim związane odzwierciedlają wiekowe tradycje i umiejętności syryjskiego rzemiosła.

Podstawowymi składnikami mydła alepskiego są oliwa z oliwek, olej z laurowych jagód oraz sólka. Tradycyjne metody produkcji mydła polegają na mieszaninie tych składników w dużych kotłach, a następnie gotowaniu mieszanki przez kilka dni. Po tym czasie gorąca masa mydlana jest rozlewana na dużą powierzchnię – zwykle na podłogę wyłożoną kamieniem lub marmurem – gdzie zastyga do jednolitej warstwy.

Kiedy mydło zastygnie, ale jest jeszcze miękkie, artyści mydlarscy dzielą je na kształtne kawałki, używając specjalnych noży lub szablonów. Każdy kawałek jest następnie pieczętowany rodowym znakiem producenta, co jest ważnym symbolem jakości i tradycji. Po uformowaniu, mydło jest układane w wieżach, aby przeschnąć. Proces suszenia może trwać nawet kilka miesięcy.

Jednym z unikalnych zwyczajów związanych z produkcją mydła alepskiego jest rodzinna tradycja jego tworzenia. Wiele rodzin w Aleppo specjalizuje się w produkcji mydła od pokoleń, przekazując tajemnice rzemiosła z ojca na syna. Te rodzinne warsztaty często gromadzą się w specyficznych dzielnicach miasta, tworząc lokalne „centra mydlarskie”.

Poza aspektem produkcji, mydło alepskie stało się również ważnym elementem kultury darów i obdarowywania. Ze względu na swoje właściwości pielęgnacyjne i lecznicze, jest często podarowywane jako prezent przy różnorodnych okazjach, takich jak narodziny, wesela czy święta religijne. Tradycyjnie, mydło jest też częścią posagu panny młodej, symbolizując czystość i nowy początek.

Kultura mydlarska w Syrii odzwierciedla głęboką więź z tradycją i przeszłością narodu. Chociaż konflikt w Syrii wpłynął na produkcję i dystrybucję mydła alepskiego, wielu rzemieślników dąży do odbudowy tej ważnej tradycji, zarówno dla zachowania dziedzictwa kulturowego, jak i dla wsparcia lokalnej gospodarki. Współczesne metody i innowacje są łączone z tradycyjnymi technikami, aby zapewnić przetrwanie tej starożytnej sztuki dla przyszłych pokoleń.

Jednym z najbardziej uroczych i symbolicznych zwyczajów związanych z małżeństwem jest wręczanie mydła jako część posagu panny młodej. Posag to zbiór przedmiotów gospodarstwa domowego i prezentów, które rodzina panny młodej przygotowuje na jej nowe życie w roli żony. Mydło, w tym kontekście, reprezentuje czystość, nieskazitelność i świeży początek w życiu małżeńskim. Ponadto, jego lecznicze i pielęgnacyjne właściwości symbolizują troskę i dbałość o zdrowie i dobrostan rodziny.

W niektórych kulturach istnieje także zwyczaj mycia rąk lub stóp panny młodej mydłem podczas przedmałżeńskich rytuałów. To symboliczne oczyszczenie służy jako rytuał przejścia, przygotowując pannę młodą do roli żony i matki. Akcentuje się w ten sposób przemianę z dziewczyny w kobietę, gotową do podjęcia nowych obowiązków w życiu małżeńskim.

Mydło alepskie, ze względu na swoje wyjątkowe i cenione właściwości, jest często wybierane jako prezent dla gości weselnych. Takie upominki są symbolem wdzięczności za obecność na uroczystości oraz życzeniem zdrowia i pomyślności.

Ponadto, w niektórych społecznościach istnieje zwyczaj wspólnego mycia się nowożeńców mydłem alepskim po ceremonii zaślubin. Wierzy się, że taki rytuał wzmocni więź między małżonkami, oczyszcza ich z negatywnych energii i przygotowuje do wspólnego życia w harmonii.

Mydło, a w szczególności tradycyjne mydło alepskie, ma głęboko zakorzenione znaczenie w kulturze i zwyczajach związanych z małżeństwem na Bliskim Wschodzie. Jego symboliczne i praktyczne zastosowanie odzwierciedla wartości takie jak czystość, dbałość, ochrona i odnowa, które są fundamentalne w kontekście życia małżeńskiego.

Mimo że wojna w Syrii wpłynęła na wiele aspektów życia codziennego, tradycje i zwyczaje Syryjczyków pozostają żywe. Wielu Syryjczyków, zarówno w kraju, jak i na emigracji, dąży do zachowania i przekazywania swojego kulturowego dziedzictwa młodszym pokoleniom, podkreślając siłę i wytrwałość narodu syryjskiego w obliczu przeciwności.

Mimo obecnych wyzwań i konfliktów, Syria pozostaje krajem o niezwykle bogatym dziedzictwie kulturowym i historycznym. Jej zabytki, miasta i krajobrazy świadczą o wielowiekowej historii, która wpłynęła na kształtowanie cywilizacji na Bliskim Wschodzie i w całym świecie.

XV Maraton nad Morzem Martwym

5/5 - (6 votes)

11 kwietnia 2008 odbędzie jubileuszowy XV Maraton nad Morzem Martwym. Temu popularnemu jordańskiemu wydarzeniu sportowemu, odbywającemu się pod hasłem „Bieg na najniższego miejsca na Ziemi”, tradycyjnie patronuje członek jordańskiej rodziny królewskiej książę Ra’ad bin Zajd, Główny Szambelan Dworu Królewskiego.

Jordański Maraton  służy wsparciu działalności  Towarzystwa Opieki nad Pacjentami z Zaburzeniami Neurologicznymi (Society for the Care of Neurological Patients  – SCNP). Dzięki środkom zebranym od sponsorów dzięki tej imprezie, można było udzielić pomocy w leczeniu ponad 940 przypadków zaburzeń neurologicznych.

W ubiegłorocznym XIV Maratonie nad Morzem Martwym oraz w  biegach na tej trasie na krótszych dystansach –  21 km, 10 km  i 4, 2 km wzięło udział blisko 1800 zawodników z 48 krajów, nie tylko regularnie trenujących  sportowców, ale przede wszystkim amatorów – chętnych do rywalizacji i sportowego wyczynu.

Zbiórka uczestników 11 kwietnia 2008 na południowo-zachodnim przedmieściu Ammanu w Amman International Motor Show, na drodze do lotniska, w odległości ok. 2 km od VII Ronda (Jabal Amman) od godz. 5:30 do 6:00. Bieg rozpocznie się o godz. 7:00 w Marj Al Hammam. Trasa prowadzi drogą do Morza Martwego, a meta znajduje się przy plaży Amman Beach, 2 km za kompleksem hotelowym.

Spodziewana temperatura – przy starcie 15oC, na mecie – 25oC. Droga znakowana będzie co 1 km. Co 3 km znajdować się będą punkty z wodą pitną.

Wpisowe dla osób z pobytem stałym w Jordanii – 10 dinarów jordańskich, natomiast dla odwiedzających Jordanię  obcokrajowców – 60 USD (wraz z kosztem obiadu). Zapisy przyjmowane są najpóźniej do dnia 7 kwietnia 2008 w Ammanie w siedzibie SCNP. Adres: Hamarneh Building, Hussein Al- Jisr Str., Shmeisani Central Business Center, Amman. Osoba kontaktowa: pani Mona Kopti – Marketing & Registration Officer

Ambasada Polska w Ammanie gorąco zachęca wszystkich zainteresowanych do wzmocnienia polskiego udziału w XV Maratonie nad Morzem Martwym.

Osoby zainteresowane w Polsce powinny wiedzieć, że w kwietniu 2008 będzie możliwość skorzystania z bezpośredniego połączenia lotniczego z Warszawy do Ammanu dwa razy w tygodniu – rejsami czarterowymi jordańskiego przewoźnika Royal Wings – bliższe informacje można uzyskać w biurze podróży Selectours w Warszawie.

Ambasada Polska w Ammanie

Z uśmiechem Szeherezady na ustach

5/5 - (4 votes)

Na początku był chłód. Dojmujące zimno, które przenika całe ciało, nie pozwala spać ani myśleć. Towarzyszy mu ciemność, raz po raz rozjaśniona błyskiem zębów w śniadych twarzach lub światłem bijącym z telefonu, który jako jedyny z obecnych ma tyle sił, by o trzeciej nad ranem śpiewać. Warto zapamiętać, że jeśli to nie koszmar po lekturze „Baśni  tysiąca i jednej nocy”, to musi być egipski autobus zdążający z Hurghady do Kairu.

Przyczyny obecnego stanu należy szukać w rodzinnych, egzotycznych wakacjach. To rodzice namówili mnie bym opuściła leżak na plaży, szum morza a nawet hotelowe śniadanie, by zwiedzić „kawałek świata”. Tylko chęcią przygody można wytłumaczyć fakt, że zamiast zapłacić za wycieczkę organizowaną przez biuro turystyczne, postanowiliśmy wybrać się do Kairu na własną rękę. W  ten sposób uniknęliśmy wycieczki rodaków z przewodnikiem, klimatyzowanym autobusem, zapewnionym posiłkiem i innych tego typu atrakcji. Jak się dowiedziałam od taty w ten sposób odmawiając sobie statusu „turystów” staliśmy się „podróżnikami”. Z uwagi na wiatr hulający w autobusie, który wydaje się zbudowany sposobem Macgyver’a; z pudełka zapałek i gumy do żucia (z przewagą tego drugiego), trudno powiedzieć czy termin „podróżnicy” to nobilitacja.

I tak od 23:30 marzniemy w afrykańskim autobusie. Trzeba przyznać, że o ile ogrzewanie nie działa, fotel z oparciem stanowi rzadkość, a już możliwość odchylenia go, to luksus, to jednak głośniki funkcjonują bez zarzutów. Oznacza to, że nawet jeśli któryś z pasażerów spróbuje zasnąć, może mieć pewność, że kierowca do tego nie dopuści włączając nad ranem piękne pieśni, które w takich okolicznościach brzmią, jak charczenie wielbłąda, przerywane kocimi jękami, z których najłatwiej wyłowić najpopularniejsze słowo „Habibi” czyli „kochanie”. Jednak jeśli  kierowca „opuści się w obowiązkach”, wspomoże go uprzejmy pasażer, który także będzie nam umilał drogę muzyką z własnego telefonu.

O piątej nad ranem ujrzeliśmy nasz  komitet powitalny złożony z gwarnego tłumu pomocnych taksówkarzy lub właścicieli hoteli, którzy co dzień zapewne witają nowoprzybyłych, by zaoferować swą pomoc. Jeśli komuś naprawdę chce się uśmiechać i nawoływać o świcie, nie powinno się tego ignorować, toteż wyłowiliśmy taksówkarza, który zawiózł nas swym czarno-białym pojazdem do raczej taniego niż przytulnego hotelu. Dziwny zapach w pokoju zwrócił uwagę na cechę charakterystyczną dla Kairu – bezgraniczny eklektyzm. Za hotelowym oknem rozciągał się dużych rozmiarów śmietnik, nad którym górowała, kontrastując niegdyś zapierająca dech w piersiach willa w stylu wiktoriańskim.

Sam widok łóżka napawał optymizmem i przywodził na myśl domowe ciepło, bez którego jednak należało się obejść, z uwagi na problemy barczystego chłopca hotelowego, który nawet za pięć funtów egipskich nie potrafił włączyć ogrzewania.

Około 9:00 po krótkich negocjacjach z kierowcą taksówki udaliśmy się do Starego Kairu. Jest to jedna z najstarszych zamieszkałych części miasta „Masr al-Qadima” , z uwagi na wiele zabytków z czasów pierwszych chrześcijan nazywana Kairem Koptyjskim. Miałam okazję zobaczyć Kościół Zawieszony, w którym jedną z relikwii stanowi pestka oliwki zjedzonej przez patronkę świątyni – Marię. Informuje o tym nawet niezbędny towarzysz tej podróży „Pascal” – przewodnik. Jednak autor książki zapomniał wspomnieć o trójwymiarowych breloczkach z wizerunkiem Jezusa, w jakie można się tam zaopatrzyć.

Wędrując po Kairze bardzo trudno jest kontemplować nastrój zaśmieconych ulic z osłem przy wozie na każdym rogu, ponieważ na drodze możesz spotkać wielu przyjaciół. Przy czym Egipcjanie, którzy chcą coś sprzedać tytułują się od razu przyjacielem, choć w ich wykonaniu brzmi to ja „frende”, co stanowi mieszankę dialogów z James’a Bonda i gardłowego arabskiego „r”. Co prawda to słowo zależnie od sytuacji, wieku, płci może mieć różne znaczenia. Przyjaciel może być dobrym – hojnym klientem, nawianym turystą a nawet przyszłą żoną ich mniemaniu.

W południe zerwał się porywisty wiatr, niosący ze sobą zapach i pył pustyni, więc gdy dotarliśmy na wzniesienie, na którym znajdowała się Cytadela, oczom naszym ukazała się chmura pyłu pomieszana ze smogiem, która tworzyła mgłę, pokrywającą całe miasto kolorem sepii. „Pascal” nazywa to: „…malowniczą panoramą Kairu.”. Zaiste, widok (a najbardziej pył i kurz jak w czasie burzy piaskowej) zapierał dech w piersiach. Wiatr na wzgórzu zdawał się wnikać przez płaszcze pod skórę oddzielając ciało od kości.

Schodząc do miasta spotkaliśmy przyjaciela, który w odpowiedzi na pytanie o tanią restaurację, ofiarował się zostać naszym przewodnikiem. Poprowadził nas przez zakamarki Kairu arabskiego. Po tysiącu zakrętach wśród uliczek z ogniskami na chodnikach, warsztatach i sklepikach o bliżej nieokreślonym przeznaczeniu, mieliśmy poznać tętniące życiem, prawdziwe egzotyczne miasto. Zwyczajnych ludzi, kobiet zakrytych chustami z siatkami „Carrefour” na głowach, umorusanych dzieci na rowerkach, które śmiejąc się strachowi w twarz, wyjeżdżały na dwupasmówkę, czyli prawdziwą miejską dżunglę, gdzie człowiek musi walczyć o życie wśród zgiełku klaksonów, smrodu benzyny i kierowców, którzy zdają się nie zauważać różnicy między miękką materią ludzkiego ciała, a blaszaną maską samochodową.

Nasz przewodnik, który jak twierdził był nauczycielem historii, opowiadał różne ciekawostki, okraszając je typowo egipskim humorem i rubasznym śmiechem. W końcu doszliśmy do restauracji, choć to określenie nie oddaje w pełni charakteru pokoiku, wyglądającego jak przerobiona łazienka wciąż wyłożona białymi kafelkami. Zza lady uśmiechało się trzech mężczyzn, dla których stanowiliśmy niemniejszą atrakcję niż oni dla nas. Przemarznięci czekaliśmy na coś, co nasz przyjaciel nazywał enigmatycznie „koszary”, twierdząc, że to egipskie danie. Choć zimna mieszanka ryżu, makaronu, soczewicy i cebuli z początku nas rozczarowała, rozgrzewający sos zadowolił nas w pełni uzupełniając potrawę. Rozstaliśmy się z przewodnikiem, uiszczając przy tym przyjacielskie napiwki, których nie było końca, bo: pensja nauczycielska jest niska, córka nauczyciela kończyła ponoć tego dnia roczek, jeszcze coś dla żony i nim zaczął wymieniać wujów i ciotki – odeszliśmy.

Skierowaliśmy się w stronę bazaru Chan al. – Chalili. Po drodze kilka razy ledwo uszliśmy życiem spod kół samochodów. Minęliśmy monumentalne meczety; sułtanów Hasana i Rifai’ego. Bazar okazał się targowym miastem w mieście, pełnym kolorowych straganów, zapachu shishy, przypraw, kawy po arabsku, kóz, perfum, spalin… Kwintesencja Kairu.

Weszliśmy w płynący, barwny tłum, gdzie nie wiadomo na czym skupić wzrok. Przed każdym straganem stoi sprzedawca, który zrobi chyba wszystko, żeby nakłonić klienta do obejrzenia towarów. Łatwo jest wyłączyć umysł i chłonąć atmosferę, z każdej strony ktoś odzywa się w innym języku, gdy przyznaję się do Polski, okazuje się, że najpopularniejszy w Egipcie jest Adam Małysz, tuż za nim Doda Elektroda. Na jednej z bocznych kairskich ulic odnaleźliśmy smak prawdziwego Egiptu uwięziony w szklance. Niepozorny sklepik z ukrytym staruszkiem za ladą oferuje świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy, granatu, a co najdziwniejsze z trzciny cukrowej, która wygląda jak wysuszony patyk, a sok orzeźwia słodyczą.

Nie był to jednak koniec przygód, których zwieńczeniem miała być droga powrotna. Wsiedliśmy do taksówki, kierowca prowadził po kairsku, co oznacza styl Schumahera z elementami rodem z gry „Need For Speed”. Wciśnięci w fotele próbowaliśmy rozkoszować się arabską muzyką radia i śpiewem kierowcy. Jednak na trzypasmowej ulicy, zatłoczonej, pełnej gorąca i odgłosów klaksonów, pewien człowiek wskoczył na maskę naszej taksówki. Przynajmniej tak to wyglądało z mojej perspektywy. Widocznie mężczyzna przemykał się między samochodami nauczony doświadczeniem, ale nie zauważył jadącej obok ciężarówki taksówki. Nasz kierowca wysiadł z samochodu. Ofiara podniosłą się z ziemi. Wszyscy Arabowie z pobliskiej kawiarni wylegli na ulicę, zaczęli pocieszać i przytulać poszkodowanego. Mieliśmy nadzieję, że nic mu nie jest, ale też obawialiśmy się, co ci dzicy i nieprzewidywalini ludzie zrobią z naszym kierowcom. On zaś podszedł do potrąconego chłopaka, pocałował go po ojcowsku w czoło, powiedział coś, po czym wsiadł do taksówki i ruszyliśmy do hotelu. Byliśmy zaskoczeni, a kierowca zdenerwowany mruczał pod nosem coś, co jakiś czas zwracając się do nas po angielsku, mamrocząc: „..don’t see… huh..stupid..”.

Długo po powrocie do kraju wciąż wspominamy ten incydent, mając nadzieję, że potrącony przez nas mężczyzna cieszy się dobrym zdrowiem.

Całą wyprawę do Kairu zawsze będę pamiętała jako magiczny spacer po tętniącym życiem, orientalnym i tak różnym od wszystkiego, co dotychczas widziałam mieście paradoksów. Muszę przyznać rację bohaterowi jednej z „Baśni tysiąca i jednej nocy”, który mówi,:”Kto Kairu nie widział, ten nie widział świata. Proch na jego ulicach to pył złoty. Nil cudem jest prawdziwym, kobiety niczym czarnookie dziewice w raju. I jakże mogło być inaczej, skoro miasto to jest Matką Świata?”.

Julia Gierczyk

Liban bogaty różnorodnością

5/5 - (5 votes)

Jeśli ktoś organizowałby kiedyś konkurs na miejsce na świecie, które pokazuje niezłomność człowieka, to moim zdaniem mógłby do tej kategorii nominować Bejrut. Rozdzierany wojnami, zamachami i zamieszkami, zawsze się odradza, nie tracąc nic ze swej żywotności, tej nieustannej energii, która każe mu przetrzymywać wszystko. A Bejrut to jedynie jedno z miejsc kuszącego, pełnego zróżnicowania kraju, jakim jest Liban.

Najpierw wątek osobisty. Mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że dla mnie w pewnym sensie od Libanu się wszystko zaczęło. To właśnie pod wpływem mojej znajomości z przyjacielem, który jest pół-Libańczykiem, zaczęłam interesować się kulturą arabską, która nie przestała mnie fascynować do dzisiaj (a nawet, rzec można, obserwuje się wręcz proces odwrotny…). Od dziewięciu już lat słuchałam opowieści o tym państwie, o życiu codziennym w jego stolicy (np. o tym, że prąd jest wyłączany na parę godzin w ciągu dnia i wówczas przechodzi się na opłacany oddzielnie generator), przeżywałam trudne chwile, gdy w 2006 roku miała miejsce inwazja Izraela. Mimo to za każdym razem gdy miałam się tam wybrać, najróżniejsze rzeczy stawały mi na drodze. W końcu udało się i mogłam skonfrontować swoje budowane od lat wyobrażenie z tym, co zobaczyłam na własne oczy.

Liban nazywany jest od dziesiątków już lat Szwajcarią Bliskiego Wschodu. Tak samo budował ongiś swoją potęgę na bankowości, tak samo jego obywatele to istna mieszanka religijna. Dawniej stosunek muzułmanów do chrześcijan stanowił pół na pół, obecnie statystyka zmieniła się na korzyść tych pierwszych. W Libanie nadal obowiązuje klucz wyznaniowy przy obsadzaniu najważniejszych urzędów w państwie.

W Libanie na porządku dziennym widzi się zatem dziewczyny w mini, spacerujące w spokoju obok swoich koleżanek szczelnie okrytych hidżabami. Na mieście wiszą reklamy tak po arabsku, jak i francusku czy angielsku. Libańczycy uczęszczają do szkół arabskich (libańskich), francuskich (Uniwersytet św. Józefa) czy amerykańskich (Uniwersytet Amerykański w Bejrucie). Dostępna jest prasa w tych językach, książki. To wszystko sprawia, że ludzie w Libanie często są dwu- czy trzyjęzyczni i to w pełni tego słowa znaczeniu, umiejętnie lawirując między językami, w zależności od okazji. Ponadto wielu z nich ma mieszane korzenie lub studiowało zagranicą – w końcu Libańczyków mieszka więcej poza Libanem niż w Libanie.

To wszystko zapewne przyczynia się do tego, że Libańczycy są naprawdę otwarci i gościnni. Podczas swojego pobytu wielokrotnie tego doświadczyłam. Wiele osób szeroko się do mnie uśmiechało, widziałam też np. żołnierza, który na lotnisku podał cukierka ojcu pewnej małej dziewczynki. Z racji swojej mało ustabilizowanej sytuacji, oględnie mówiąc politycznej, turyści często omijają Liban, udając się do sąsiedniej Jordanii czy Syrii. Dawna potęga turystyczna kraju podupada, wielkie hotele świecą częstokroć pustkami. To sprawia, że przyzwyczajeni do gości Libańczycy wydają się ich bardzo spragnieni.

Tymczasem Liban ma tyle do zaoferowania, że naprawdę warto tu przyjechać. Poza krótkimi gorącymi okresami nie jest tu tak niebezpiecznie, jak mogłoby się wydawać. Na niektórych budynkach wiszą wprawdzie plakaty zabitych w zamachach polityków czy dziennikarzy, a przed wyborami atmosfera bywa napięta, ale emocje szybko opadają i piękno Libanu można wówczas odkrywać bez najmniejszych przeszkód. A jest co zobaczyć.

Skoro zaczęłam od Bejrutu, wypada oddać stolicy pierwszeństwo. To miasto noszące ślad burzliwej historii kraju. Gdzieniegdzie widać jeszcze budynki obrócone w ruinę podczas któregoś z konfliktów. Niektórych nikt póki co nikt nie rusza, gdyż właściciele nie mogą dojść do porozumienia względem odbudowy. Inne, jak te na Downtown czyli w centrum, po renowacji są prawdziwą ozdobą miasta. Budzą jednak mieszane uczucia, gdyż wielu dawnych właścicieli potraciło tu swoje posesje, za które rząd wypłacił im znacznie mniej warte odszkodowania. Niektórzy bejrutczycy czują się zatem jakby trochę wyrzuceni z własnego centrum miasta, postrzegają je jako sztuczną fasadę przygotowaną pod turystów. Ci jednak będą z pewnością zachwyceni.

W centrum miasta znajduje się również ogromny meczet finansowany przez Arabię Saudyjską. Jego piaskowy kolor doskonale komponuje się z barwami Downtown, jego wielkość już jakby mniej. Wzniesiony z saudyjskim rozmachem, został odczytany jako afront w stosunku do chrześcijan, gdyż kompletnie zdominował architekturę miasta, w tym jego liczne kościoły. Warto jednak, będąc tutaj, wejść do środka i zobaczyć wspaniałe kryształowe kandelabry. Oczywiście dla kobiet obowiązuje oddzielne wejście.

Zaraz obok meczetu w ogromnym, białym namiocie znajduje się trumna zabitego w zamachu 14 lutego 2005 roku Rafika Haririego, dwukrotnego premiera kraju, oraz jego ochroniarzy.

Stąd mamy również widok na sławny pomnik męczenników.

Oczywiście jak chyba każde arabskie miasto położone nad brzegiem morza, także Bejrut ma swój Corniche, tj. deptak. W książce o tym niesamowitym mieście, którą czytałam przed wylotem, opisano ten bulwar jako miejsce, w którym wszyscy Libańczycy czują się równi i wolni. Tutaj każdy ma prawo spacerować, biedny i bogaty. Deptak nie leży ani w dzielnicy muzułmańskiej, ani chrześcijańskiej – jest teren niczyim, a więc terenem tak samo moim jak i cudzym. Stąd można zobaczyć Gołębią Skałę, z charakterystycznych otworem – częsty obrazek w przewodnikach po Libanie.

Jak zostałam poinformowana przez mieszkańca stolicy, Bejrut nie byłby sobą bez życia nocnego. Młodzież bawi się na ulicy Gemmayze, która nagle, niezbyt wiadomo dlaczego, wyrosła na klubowo-pubowe zagłębie. Jeden lokal za drugim – cały ciąg knajp kusi muzyką, alkoholem i czym sobie tylko można życzyć. Także swoimi pięknymi i młodymi bywalcami – niesamowicie urodziwymi Libankami, ubranymi i uczesanymi jak modelki z najlepszych francuskich żurnali i smagłymi, zmysłowymi Libańczykami. Choć trzeba tutaj uczciwie przyznać, iż urodzie tych pierwszych często dopomógł skalpel – operacje plastyczne są tu stosunkowo popularne.

Ze względu na tę swobodę wiernymi turystami pozostają w Libanie Arabowie z krajów Zatoki Perskiej – tutaj odnajdują też chłodniejszy klimat, jednocześnie zaś cały czas pozostają w kraju arabskim, gdzie czują się bardziej jak u siebie niż w Europie.

Co ciekawe, w Bejrucie funkcjonuje coś takiego jak valet. Nie masz gdzie zaparkować? Żaden problem. Podjeżdżasz pod klub czy restaurację, oddajesz kluczyki specjalnemu valet, a on już znajdzie miejsce dla Twojego wozu. Gdy chcesz wrócić do domu, wręczasz mu kwitek i drobną sumę pieniędzy, a on przyprowadza Ci samochód z powrotem. Proste?

To jest zatem Bejrut – każda tkanka miasta, obojętnie czy wielokrotnie sklejana czy też tworzona od nowa przez zatokowy kapitał, tętni życiem, feerią barw i robi wszystko, byle tylko szkoda było się położyć spać.

Zaledwie 20 km na północ od Bejrutu leży Jounieh (Dżunija). Po drodze mija się Nahr al-Kalb, Rzekę Psa, która wg jednej teorii swą nazwę wzięła od skowytu, jaki wydaje jej woda. Wokół kolejne wojska zdobywców pozostawiały tablice, upamiętniające swój przemarsz. W Dżunijji zaś znajduje się sławne Cassino du Liban, świadectwo kasynowej potęgi Libanu. Nad Dżunijją wznosi się Harissa, gdzie na górskim szczycie stoi Bazylika Matki Bożej Libanu wraz z białą figurą tejże. To tutaj przebywał papież Jan Paweł II podczas swojej wizyty w Libanie. Miejsce niezwykle urokliwie, a roztaczająca się stąd panorama z powodzeniem przyciąga tak turystów, jak i Libańczyków wszystkich wyznań.

Natomiast na południe od Bejrutu warto udać się do Pałacu Bajt ad-Din, zbudowanego w I połowie XIX w. dla emira Baszira asz-Szihaba. Piękna architektura z tradycyjnymi elementami arabskimi, zachowane wnętrza czy łaźnie oraz uroczy, spokojny ogród – to wszystko sprawia, że można nie chcieć opuścić tego miejsca. Dla miłośników tego typu zabytków w okolicy znajduje się również Deir al-Qamar. Można także zajrzeć do Moussa Museum, gdzie przedstawiono scenki rodzajowe z życia dawnych Libańczyków. Wracając warto się zatrzymać w którejś z restauracji na świeżym powietrzu, gdzie kelner przyniesie nam nieokreśloną bliżej liczbę małych talerzyków z różnymi przystawkami. Kuchni libańskiej poświęcę dosłownie dwa słowa, gdyż smaku opisać się nie da – należy spróbować. W każdym razie polecam biały serek labneh, rzecz jasna hummus, tabouleh, ale i ajran do picia oraz libańską lemoniadę z miętą – ta polska przypominająca lekko cytrynową wodę nie ma przy niej racji bytu. I oczywiście słodycze, osiągające nieraz maksimum w skali słodkości.  W Libanie trzeba jeść miejscowe rzeczy, gdyż nawet wśród samych krajów arabskich, kuchnia libańska cieszy się zasłużonym uznaniem.

Warto pojeździć trochę po kraju we wszystkie strony i na południu dotrzeć do Sajdy i Tyru. W Sajdzie urzeka Zamek Morski, oblewany w sensie dosłownym przez morskie fale oraz bazar. Miasteczko ma wybitnie portową atmosferę. Tyr zaś to raj dla wielbicieli wykopalisk z czasów rzymskich. Ruiny amfiteatru są dziś ulubionym miejscem joggingu okolicznych mieszkańców. Oczywiście najznamienitszym terenem wykopalisk w Libanie jest tak naprawdę sławny Baalbek – jednak ponieważ stanowi on często kryjówkę dla bardziej ekstremalnego elementu, z racji zbliżających się wyborów zrezygnowaliśmy z jego zwiedzania (co zresztą zaraz zostało przekute w argument, dlaczego mam wrócić wkrótce do Libanu). Południe ma, upraszczając, klimat bardziej szyicki i hezbollahowy – trochę bardziej konserwatywnie, więcej kobiet w hidżabach, powiewające tu i ówdzie flagi Hezbollahu i plakaty szahidów (męczenników).

Przy drugim krańcu kraju, na północy, również zachowawczy Trypolis. Tutaj znajduje się główna siedziba sławnych producentów naturalnego mydła, Khan al-Saboun – z ich sklepu wyjdziemy niewątpliwie natarci wszelkimi możliwymi balsamami, kremami i z nosami pełnymi orientalnych zapachów mydeł, pomagających na wszelaki bolączki ciała i duszy. Ponadto oczywiście bazar, w pełnym tego słowa znaczeniu. Co może zadziwiać, to mnogość plakatów z podobiznami różnych polityków, biorących udział w wyborach – dość biedna ludność Trypolisu próbuje sobie tym sposobem dorobić do skromnego budżetu.

W górach na północy Libanu podziwiać można także symbol tego kraju – cedry. Podczas mojego pobytu (kwiecień), leżał i padał tam śnieg. W zagubionej gdzieś pośród skalistych urwisk miejscowości Bszarra, znajdziemy Muzeum Chalila Dżubrana. Stąd wywodził się mistrz pióra, ale i pędzla – muzeum gromadzi jego obrazy, znajduje się tu również jego grób.

Obok miast i bogatej spuścizny wielu cywilizacji, jaką odnajdziemy w Libanie na każdym kroku (nawet w samym centrum Bejrutu przypadkiem odkryto antyczne ruiny…), także natura osiąga tutaj niesamowite bogactwo. Góry są miejscami tak zielone, iż zapomnieć można o tym, że znajdujemy się na Bliskim Wschodzie.

Absolutnie obowiązkowym punktem programu zwiedzania Libanu jest właśnie jeden z tutejszych cudów przyrody, tj. Jaskinia Dżeita – a właściwie kompleks dwóch jaskiń, z czego w drugiej pływa się specjalną łódką. Nacieki, jakie wytworzyła tu natura, zapierają dech w piersiach. Na jednej ze ścian odkryłam nawet strukturę podobną do sławnego skarbca z jordańskiej Petry. Miejsce jest nominowane do listy nowych cudów świata.

Długo można by jeszcze prawić o Libanie. Tyle już widziałam, a tyle jeszcze pozostało do odkrycia. Kraj ten przypomina wielokolorowy patchwork, do którego każdy doszył jakąś swoją unikalną materię. Libańczycy dumni ze swojej wyjątkowości, mają jednocześnie pewne problemy z własną tożsamością – czy są Arabami, skoro nieraz bliżej im do Europy? A może, jak twierdzą niektórzy, są Fenicjanami? Niezależnie od tego, kim się czują, niech pozostaną Libańczykami. Bo tak jest dobrze.

Marta Minakowska