Turysta postrewolucyjny w Tunezji

5/5 - (4 votes)

Tunezja to niezwykle urokliwy kraj ze swoimi ciągnącymi się w nieskończoność plażami, błękitną wodą i pogodą, która pozwala na różnego rodzaju rekreację przez niemal cały rok. Kurorty z długoletnią tradycją starają się wypaść jak najlepiej mimo faktu, że hotele i ośrodki wypoczynkowe nie były odnawiane od dłuższego czasu. Stragany nadal są pełne świecidełek i tanich pamiątek rodem z Chin dla niewymagających, zaś prawdziwe rękodzieło trzeba wypatrzeć jak zwykle wprawnym okiem.

Ośrodki turystyczne nie przeżywają oblężenia, lecz mimo wszystko turyści są widoczni. Wiele z nich pozostaje na kilka miesięcy, choć ceny wzrosły niesamowicie. Przyjeżdżają na wakacje mimo kolejnych nasilonych ostrzeżeń wystosowanych przez ambasady krajów, które można podejrzewać o posiadanie najdokładniejszych informacji na temat aktualnej sytuacji w kraju. Spacerują i podziwiają widoki, jakby nic nie zmieniło się tutaj od kilku lat, a często są to osoby, które odwiedzają Tunezję regularnie.

Nawet dla tych osób prawdopodobnie niewiele uległo zmianie oprócz obowiązujących cen. Prawie nikt nie zwraca uwagi na intensywność czerni na ulicy – może jedynie jako kolejnej atrakcji, tej pożądanej inności w ramach wyjazdu na wczasy. Nieliczni zauważają unoszącą się irytację i zniecierpliwienie, które zatruwają to samo powietrze dla wszystkich – turystów i stałych mieszkańców. Zamieszki, demonstracje czy generalne strajki, które wpływają na życie obu tych grup często w porównywalnym stopniu, kończą się jedynie niemającym większego znaczenia narzekaniem i pozostaniem w hotelu.

Możliwość spędzenia czasu w miarę oswojonym środowisku, a jednocześnie doświadczenie odmienności, tej magicznej orientalnej atmosfery stworzonej przez Zachód na własny użytek, a do tego tak przyziemne kwestie jak przystępność kosztów i krótka podróż – to wszystko czyni Tunezję jedną z najprzystępniejszych destynacji. Chociaż od rewolucji kraj zmienia się nie do poznania w zastraszającym tempie, nie wydaje się, żeby to był powód do modyfikacji planów na najbliższe lato.

Kto z przyjezdnych zdaje sobie sprawę, że bezpieczeństwo na ulicy spada każdego dnia? Ta tak znienawidzona policja jest niemalże niewidoczna i mało chętna do pomocy przed bezczelnymi nastolatkami wyrywającymi torebki w biały dzień i rzucającymi epitetami w kierunku nieodpowiednio według nich ubranych turystów. Z pewnością nikły procent przyjezdnych zrozumie inwektywy wypowiedziane po arabsku w swoim kierunku, bo jedynie na tyle starcza czelności rdzennym mieszkańcom. Mało komu przyjdzie do głowy, że został obrażony podczas zakupu następnej fajki wodnej czy barwnego szalu na pełnym kolorów targu.

Czy ktoś zada sobie pytanie na temat frustracji sięgającej zenitu u Tunezyjczyków z powodu bezrobocia i ciągłego braku perspektyw? Kto zastanowi się, dlaczego kawiarnie są przepełnione patrzącymi w próżnię i niewidzącymi nic przed sobą mężczyznami? Pijący godzinami espresso i zaciągający się fajką lub papierosem wtapiają się w krajobraz stworzony przez przeciętnego turystę.

Czy ktoś jest świadomy, że obecnie na posiedzeniach rządu tunezyjskiego rozmawia się o obrzezaniu kobiet, które określa się drobną operacją plastyczną? Czy ktoś zada sobie tyle trudu, żeby dowiedzieć się o tym, co dzieje się w kraju, do którego kierowane są własne pieniądze? Mało osób interesuje się tak powszednimi sprawami na wakacjach, ponieważ idea wypoczynku każe uciec przed codziennością i podobnymi problemami we własnym państwie.

Niewielu uzmysłowi sobie, że starsi mieszkańcy Tunezji wciąż próbują zrozumieć, kiedy okoliczności obrały taki kierunek i nastąpił powrót do spraw, które ponoć zwalczono już za ich młodości. Nikt nie zastanowi się głębiej nad zjawiskami, które aktualnie zachodzą tam i będzie odczuwać się ich reperkusje przez następne lata. Możliwe, że konsekwencje obecnych wydarzeń nie pozwolą utrzymać turystyki na taką skalę jak do tej pory.

Alicja Adala